Wykonanie planu, normy, lub za dobre układy i lojalność wobec partii można było nie tylko uścisnąć dłoń prezesa i dygnitarza, ale uściskowi zazwyczaj towarzyszyła jakaś gratyfikacja finansowa, a może nawet talon na malucha. Czasy się zmieniły, przyszły nowe realia. Ludzie pracują w korporacjach, a pracodawcy zatrudniają specjalistów, którzy wiedzą jak motywować pracowników współczesnego świata. Skuteczne zarządzanie ludźmi, ich motywowanie to bowiem dziedzina wiedzy ugruntowana w wiedzy psychologicznej i wykorzystywana jako nieodłączny element profesjonalnego zarządzania organizacją, która chce osiągnąć swoje cele.
Tymczasem w sądach wciąż można spotkać pomysły, z których nasz reżyser Bareja mógłby czerpać garściami. „Pracownik Roku” – to jeden z folklorystycznych pomysłów, który uda się nam napotkać w tym skansenie. Pomysł zapewne zrodził się gdzieś przy okazji wdrażania tzw. „dobrych praktyk” i wykorzystywania „pozafinansowych środków motywowania”. Wiadomo, finansowych praktycznie zupełnie brak, więc dyrektorom, prezesom i kierownikom pozostaje narażać się na śmieszność wymyślanymi substytutami motywatorów. Dzięki temu każdego roku kierownicy oddziałów i wydziałów wyznaczają ze swojego zespołu wyróżnionego pracownika i ciągną go na kawę i ciasteczko do władz sądu, gdzie zestresowany nieszczęśnik, oderwany od zakurzonych akt, otrzymuje dyplom uznania: „Składamy podziękowania za Pani zaangażowanie i trud włożony w dotychczasową pracę zawodową. Zapewniamy, że Pani wyróżniająca się postawa jest doceniana przez Kierownictwo tutejszego Sądu. Proszę przyjąć życzenia dalszych sukcesów w pracy zawodowej i pomyślności w życiu osobistym”. Doprawdy wzruszające – można się popłakać. Nie wątpię, że pomysł powstał ze szlachetnych pobudek i miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Bo jak to już jest w naszych sądach, to co miało stać się źródłem motywacji, zbyt często może przynosić skutki dokładnie odwrotne. Na próżno bowiem szukać jakiś ustalonych zasad wyłaniania wyróżnionego pracownika. Także jego tożsamość nie jest podawana do publicznej wiadomości, a nawet więcej – pracownicy pracujący po kilkadziesiąt lat w sądzie często nie mają pojęcia o nowej świeckiej tradycji. Sami nieszczęśnicy też raczej się nie ujawniają, a wszelkie korytarzowe pogłoski i przecieki na ten temat prowadzą do kuluarowych dociekań, czym to ten wyróżniony w tym roku się tak zasłużył. Jedna kierowniczka zapytana, jakimi kryteriami się kieruje, dokonując tego odpowiedzialnego wyboru, odpowiada: – Ja co roku wyznaczam innego pracownika, żeby było sprawiedliwie… (Dariusz Kadulski)